czwartek, 31 grudnia 2015



Dzisiejszej nocy 2015 rok przejdzie do historii. Postanowiłam przysiąść chwilkę i zastanowić się jaki on był?
Bez wątpienia był to rok zmian:

1) Dom
Świeżo po przeprowadzce mieliśmy sporo pracy, by urządzić dom "po naszemu". M. samodzielnie wykonywał  większość prac, a ja starałam się dobrać dodatki byśmy czuli domową atmosferę. W tym roku, nie udało się zrobić na pewno wszystkiego, ale... sporo pracy już za nami. Ponadto pierwszy raz mogłam cieszyć się własnym ogrodem i jego darami. fajnie teraz  wyjmować słoiki i przywoływać letnie smaki.

2) Praca
Nie miałam w planach zaczynać pracy w tym roku, ale tak się potoczyło, więc skorzystałam z okazji, która mi się nadarzyła. PUP skierował mnie na kurs (który być może do czegoś mi się jeszcze przyda) i tak kury domowej zmieniłam się w urzędasa :)

3) Szkrab 
Zrobił milowy krok w swoim rozwoju. Z maleństwa całkowicie zależnego od mamusi stał się dużym chłopcem (albo małym facetem) który wie czego chce i potrafi to okazywać [czasem boleśnie dla naszych uszu]. Z raczkowania szybko przeskoczył na chodzenie a teraz to już biega z prędkością światła. Mówi z dnia na dzień coraz więcej, śpiewa ulubione piosenki. Jak każda matka jestem w szoku: Kiedy to zleciało?
Zakończyliśmy też piękny okres karmienia piersią. Z racji podjęcia przez mamusie pracy, Antek poszedł do żłobka, w którym czuje się całkiem dobrze i jeździ z chęcią, a Panie codziennie przekonują mnie, że był 'taaaaaki grzeczny'. Zaliczył również debiut aktorski jako pasterz w Jasełkach

4) Blog
Właściwie to pierwszy rok mojego bloga. Napisałam 48 postów, a blog miał ponad 5,5 tys odsłon. Nie jest to może jakaś imponująca liczba, ale mnie cieszy niesamowicie, bo to znaczy, że ktoś te moje wypociny czyta. Znalazłam w sieci kilka naprawdę ciekawych blogów, które czytam regularnie. Udało mi się wziąć udział w warsztatach i poznać Asię Anger z Ala'antkowego a zaraz później pojawiłam się na konferencji karmie swobodnie gdzie udało mi się zamienić kilka zdań z wieloma promotorkami karmienia piersią z Hafiją na czele. Pod koniec roku z racji podjęcia pracy trochę blogosferę zaniedbałam. Poprowadziłam za to dwie pogadanki na temat BLW połączone z próbowaniem przysmaków z moich autorskich przepisów i nie tylko.
Niekwestionowanym liderem wśród tekstów ubiegłego roku był ten, który napisałam dla akcji #mojecialopodarowało. Jeśli macie chęć, jeszcze raz zajrzyjcie przeczytać o naszej mlecznej drodze.

 A jak spędzę Sylwestra? Zapowiada się szampańska zabawa w doborowym towarzystwie czyli pidżama-party rodziców z dzieckiem a w menu czipsy i koreczki. Zaszalejemy, a co! Raz się żyje :)

Co przyniesie mi nowy rok? Co bym chciała zrealizować? Mam jakieś plany, marzenia i zamiary, ale uważam, że nie ma sensu robić postanowień, z których później tylko tłumaczymy się sami sobie, tylko działać! Dlatego nie robię dziś żadnej listy.

Wszystkim Wam życzę, aby kolejny rok przyniósł wiele pozytywnych niespodzianek i byście zawsze mieli powody do uśmiechu. Dużo wolnego czasu i sił na realizacje planów, ale też na zabawę z rodziną i przyjaciółmi. Żeby na waszej drodze stawali tylko pozytywni inspirujący ludzie, a zdrowie nie szwankowało. By głowa była pełna pomysłów, a portfel pieniędzy. 
Oby nowy rok był zawsze lepszy od starego !




wtorek, 22 grudnia 2015



22 Grudnia - jak podaje kalendarz to Początek Astronomicznej Zimy. 

Za oknem 12 stopni Celsjusza. Zaraz, zaraz… Zima? Dwucyfrowa temperatura?
I to na plusie! Coś mi się nie zgadza. 


Za chwilę Wigilia, a śniegu jak nie było, tak nie ma... Co gorsza według prognoz, na pewno w tym roku już go nie będzie. jedyne na co możemy liczyć to to, co zeskrobiemy rano z szyb samochodu. Podobnie jak większość ludzi nie przepadam za dużym mrozem i zimnem szczypiącym w nos, jednak święta Bożego Narodzenia bez tego białego puchu dla mnie tracą troszkę swoją magię.

Jak widać nie tylko ja tęsknię za białymi świętami. Jak podaje Radio Merkury - Poznaniacy 20.12 podpisywali na Starym Rynku petycję o śnieg na Święta Bożego Narodzenia.
Akcję zorganizował Poznański Ruch Obywatelski pod hasłem "Nie stój obok. Walcz z nami
o magię świąt". Ludzie bardzo chętnie składali podpisy.
Ciekawa jestem tylko do kogo adresowana jest ta petycja :) Niestety, ale wiemy wszyscy, że nie ma człowieka, który swoją decyzją mógłby sprawić, by spadło choć troszkę płatków śniegu. To pokazuje jednak, że bardzo wielu ludzi utożsamia święta z białą aurą... 

Mróz szczypiący w policzki, śnieg po kolana i saneczkowe szaleństwo na górkach – tak ja wspominam zimę w dzieciństwie. Czy mój synek będzie miał podobne wspomnienia?


To już druga zima Szkraba i kolejna praktycznie bez śniegu. W zeszłym roku sanki znalazły się pod choinką, więc jak tylko spadł centymetr śniegu, od razu zakładaliśmy kombinezon
i gnaliśmy na dwór by skorzystać choć chwilę. Udało nam się nawet zrobić maleńkiego bałwanka. Godzinę później po śniegu nie było już śladu.


Czy będziemy mieli jeszcze kiedyś białe święta? A może będziemy musieli odwiedzić Mikołaja na biegunie północnym, by zobaczyć zaśnieżony świat? No chyba, że białe będą święta Wielkanocne :P To bardzo prawdopodobny scenariusz.

„O ile jeszcze w latach 70. największe mrozy w Arktyce przypadały na przełom grudnia i stycznia, to po roku dwutysięcznym odczuwane są dopiero w marcu, a od kilku lat najzimniejszym okresem w Arktyce jest przełom marca i kwietnia. Dlatego napływ arktycznego powietrza nad naszą część kontynentu może skutkować w kwietniu zimową aurą. „- mówi prof. Piotr Głowacki, szef Zakładu Badań Polarnych Instytutu Geofizyki PAN dla Polish Express.

Gdzie dzisiaj są Ci, którzy mówią, że ocieplenie klimatu to mit? Średnia roczna temperatura z roku na rok [niestety!] wzrasta. Za całą sytuację możemy niestety podziękować sami sobie... 
A oto kilka fotek na śniegu, jak nie mamy go za oknem, to fajnie chociaż powspominać...










czwartek, 12 listopada 2015



Dziś jest TEN dzień! I nie mam tu na myśli TYCH dni kobiecych. Nie mam też urodzin, ani żadnego innego święta. Z pozoru ten dzień nie różni się niczym od innych, a jednak jest specyficzny...

... Zaczyna się niewinnie. Wstajesz rano niezbyt wyspana, mimo, że nie masz zbyt wiele czasu z niczym nie możesz się wyrobić. Robisz wszystko nerwowo i w pośpiechu, w obawie przed spóźnieniem do pracy. Dziecko jak na złość nie chce współpracować, kawa nie smakuje. Udaje ci się wyjechać na czas. Zaczynasz sobie myśleć, że ten dzień może wyglądać tak jak zwykle. 

Nic bardziej mylnego. 

Nagle spostrzegasz, że nie wzięłaś swojego narzędzia pracy. Cholera! Nie ma czasu na cofanie! Z pomocą przychodzi ukochany. Jak dobrze, że jeszcze nie wyjechał z domu.

Wchodzisz do pracy ostatnia. Siadasz przy biurku i mimo ułożonego planu nie wiesz ze co masz się zabrać. Telefony się urywają, wszyscy czegoś od Ciebie chcą. Marzysz o przerwie, a najlepiej o pójściu do domu. Dostajesz ochrzan, mimo, że wykonywałaś pracę zgodnie z poleceniami. Może ktoś również ma TEN dzień i mu to pomaga? Z trudem powstrzymujesz się, żeby nie wybuchnąć. Trudno, żyje się dalej. Co jakiś czas z niepokojem spoglądasz na zegarek. Kiedy  wreszcie wybije godzina zero, kiedy będziesz mogła spokojnie wrócić do domu, wypić herbatkę i ułożyć z dzieckiem ukochane puzzle. 
Jest! W końcu czas do domu, wszyscy się zbierają, a Twój komputer jak na złość szwankuje. 
Wychodzisz również ostatnia. 

Odbierasz dziecko, które tego dnia również ewidentnie nie jest w najlepszym nastroju. Jeszcze trzeba zrobić zakupy. Bo w taki dzień też trzeba cos zjeść. W sklepie wszystko będzie ok, jeśli tylko dasz do ręki "musik". Kupujesz na wszelki wypadek kilka, byleby nie było afery. Przy kasie olśnienie! Nie ma śmietany. [Ups, powiedziałam to głośno]. Ratuje cię pani z kolejki, która wzięła jedną na zapas. Maruda nie ma ochoty na chodzenie, więc torebka w jedną rękę, dziecko w drugą, a siata? Dobra, to tylko kawałeczek do auta. 

W końcu - kierunek dom. W samochodzie afera, bo Kubuś ma być teraz. Kuźwa, za późno już prowadzę, nie zatrzymam się. Nie ma wyjścia, trzeba stanąć gdzieś na poboczu, bo rozpłakał się na dobre. 

Głowa Ci pęka, masz ochotę krzyczeć razem z nim. Musisz być mądrzejsza i się opanować. Jeszcze kilka metrów i... 

To co zastajesz w domu przechodzi Twoje oczekiwania. Chyba przeszedł tędy jakiś tajfun. Czyli jeszcze sprzątanie.

Marzysz tylko o tym, by ten dzień się wreszcie skończył. Dostajesz jeszcze nagły  telefon, że tatuś wróci późno. Wspaniale. Wszystko na mojej głowie! Szybkie ogarnięcie kuchni/pokoju/korytarza. Zapomniałaś o swoim obiedzie, ale już chyba powoli czas na kolację. 
Dziecko domaga się czekoladki, a ty czujesz, że zaraz zwariujesz. Jeszcze chwila...

Chwila na zabawę i czas do spania. Przy kąpieli afera, bo nie ten ręcznik/płyn. W końcu dziecko pada zmęczone. A ty razem z nim dosłownie padasz na pysk...
[To oczywiście przykładowy scenariusz, może być ich tysiące]

Dziś jest TEN dzień!
Dzień cały na NIE
Dzień w którym wszystko dookoła wkurza niemiłosiernie.
Dzień kiedy nic nie wychodzi.
Dzień gdy masz ochotę wszystkich dokoła wystrzelić w kosmos i generalnie lepiej nie wchodzić ci w drogę.

Chyba każdy ma czasem takie dni, ale nie każdy ma na to sposób. Jeśli położysz się spać w takim stanie, nie wypoczniesz.

Mój sposób to odpowiednio zakończyć TEN DZIEŃ. Kiedy wszyscy już zasną - zrób dla siebie coś co lubisz, co cię relaksuję, uspokaja. 
Zaparz ulubioną herbatę i zanurz się w fotelu z książką, obejrzyj ulubiony serial, poćwicz, albo nalej lampkę wina i zrób sobie relaksującą kąpiel. Znajdź moment na wyciszenie i porządnie się wyśpij.

Powiedzcie, że wy też miewacie takie dni i podzielcie się swoimi sposobami na poprawę humoru.

Edit: Aktualnie scenariusz takiego dnia jest u mnie zupełnie inny: dwójka dzieci, co dzień te same niekończące się obowiązki, jesienna aura za oknem i choroby. 
Brak możliwości uzupełnienia zasobów niestety sprzyja zmianom nastroju. 
Starajmy się dbać o siebie równie dobrze jak o innych domowników 😉

niedziela, 25 października 2015



 Coś się kończy a coś innego się zaczyna.

Nadszedł ten czas kiedy mama wraca do pracy, a właściwie rozpoczyna "poważną" pracę.
Wszystko potoczyło się tak szybko, nie miałam tego w planach, bynajmniej nie już.
W związku z tym przed całą rodziną pojawiło się wiele wyzwań, wiele rozterek i przemyśleń...

Jak do tego doszło? Po kursie w którym ostatnio uczestniczyłam dostałam propozycję pracy w Starostwie. Gdyby to była inna propozycja, nie zastanawiałabym się ani minuty, jednak państwówka to praca stała i pewna o której zawsze marzyłam. Być może nigdy więcej nie powtórzy się taka okazja, wiec postawiłam wszystko na jedną kartę. Poszłam na rozmowę o pracę i dostałam ją od zaraz!

Pojawiło się trudne pytanie: co z Antosiem? Z początku myślałam, że rozszerzę mu godziny w żłobku, a tata będzie go odbierał wcześniej, jednak okazało się, że od nowego miesiąca będzie on zamykany. Nie chciałam nadmiernie wykorzystywać babci, więc zdecydowaliśmy się na... żłobek. Mieliśmy szczęście, że przyjęli nas z marszu. Następnego dnia Antoś z tatą był już na dniach adaptacyjnych, a ja w pracy.

Trzy pierwsze dni za nami. W głowie piętrzyły mi się wątpliwości. Jak on sobie poradzi, czy ja sprawdzę się w nowej roli, jak pogodzić wszystko ze sobą i czy to w ogóle dobra decyzja. Poza tym dotarło do mnie, że on nie jest już moim małym bobaskiem, ale staje się coraz bardziej samodzielnym "facetem". Okazało się, że syn jest bardziej gotowy na rozłąkę niż ja. Został zapisany od razu do ostatniej grupy, przed-przedszkolnej. Radzi sobie wspaniale, panie są oczarowane. Ja oczywiście martwię się na zapas, szczególnie jeśli chodzi o odżywianie (już drugiego dnia w jadłospisie wypatrzyłam, to czego tak bardzo się obawiałam czyli parówkę!). Oby nawyki które w nim wyrobiłam nie poszły w las. Rozmawiałam wiele na ten temat z opiekunami i dostałam zapewnienie, że jedzenie nie będzie mu wciskane i jeżeli umie będzie mógł jeść samodzielnie. I mam nadzieję, że tak będzie. Plusem są kamery, dzięki którym np. przy odbiorze mogę podejrzeć jak sobie mój Antek poradził.

Gdyby nie tata nie dalibyśmy rady. Przez cały kurs i te kilka ostatnich dni odłożył na bok swoje obowiązki, by móc zająć się Antkiem i pozwolić mi rozwijać skrzydła. Po dwóch dniach oboje byliśmy tak chorzy, że musiałam poprosić o pomoc babcię i Antoś nie poszedł już do żłobka. Ja musiałam jakoś zakatarzona wytrzymać piątek w pracy. Na szczęście w weekend udało się trochę podleczyć i od poniedziałku walczymy dalej :)

Dzięki pracy zaczęłam doceniać weekendy z rodziną. Zupełnie inaczej patrzę na spędzanie razem czasu i mogę naprawdę zatęsknić za domem. Nie jest łatwo iść do pracy na 7 po nieprzespanej nocy (a Antoś budzi się nawet 2-3 razy), ale pozwala mi to rozwinąć się na innej płaszczyźnie. Muszę nauczyć się jak pogodzić rolę matki, pracownicy i pani domu, ale kiedy mi się to uda będę miała ogromną satysfakcję. Czasu będę miała mniej, ale wykorzystam go należycie. Zadowolona mama to zadowolone dziecko, tak więc... Trzymajcie za nas kciuki!



Ps. Piszcie o tym jak wy poradziłyście sobie z powrotem do pracy, jakie macie recepty na żłobek i jakie są wasze doświadczenia w tych tematach

Moje dziecko dziś od rana sięgnęło po prasę. Taki dorosły :)





czwartek, 15 października 2015



Mieszkanie za miastem wiąże się z codziennymi podróżami samochodem. Nie wyobrażam sobie przewożenia dziecka bez fotelika samochodowego czy też zapiętych pasów. Jeśli chodzi o zdrowie i życie nie ma zmiłuj. Ponieważ jest to dla mnie sprawa wielkiej wagi, postanowiłam dołączyć do akcji KOCHAM ZAPINAM i uczulić Was na tą kwestię...

poniedziałek, 12 października 2015



Pamiętacie jak chwaliłam Wam się pierwszymi roślinami, które pojawiły się w moim wiosennym ogrodzie?

W powietrzu czuć już nadchodzącą zimę, a postanowiłam podzielić się z Wami wspomnieniem jesiennego ogrodu, który właśnie uprzątnęłam.
Przez całe lato pielęgnowałam go pieczołowicie, aż nadszedł czas na zbiory.

Cukinie, kalarepy, kapusty, dynie, pomidorki, marchewki, szpinak, rzodkiewki...
Jabłka, śliwki, gruszki, maliny, jeżyny, brzoskwinie!

Sukcesywnie obrywałam i robiłam wszelakie przetwory, tak by móc cieszyć się nimi całą zimę.

Cały ten czas śledziłam ich rozwój. A oto co udało mi się uchwycić je w kadrze obiektywu.
 
 

poniedziałek, 28 września 2015


Cukinia faszerowana na dwa sposoby


Składniki:
  • 1 średnia cukinia
  • 1 szklanka kaszy pęczak
  • 250g mięsa mielonego
  • 1/2 paczki granulatu sojowego
  • 6 rzodkiewek
  • 2 cebula
  • 3 pomidory
  • 1 papryka
  • opakowanie mozzarelli
  • sól, pieprz, pietruszka, olej rzepakowy

Przygotowanie:

Zaczynamy od rozgrzania piekarnika do ok. 180'C
Gotujemy kaszę oraz granulat sojowy wg. przepisu na opakowaniu (zazwyczaj w proporcji 1:2). 
Cukinię przekrawamy wzdłuż na dwie równe połówki. Łyżką usuwamy miąższ.
Kroimy cebulkę i paprykę w kostkę, a rzodkiewki na 4 części. Pomidory zalewamy gorącą wodą, by odeszła skórka, obieramy i kroimy. Na patelni podsmażamy cebulkę. Kiedy się zeszkli dodajemy kolejno rzodkiewkę, paprykę
i pomidory. Dusimy chwilę pod przykryciem i odstawiamy.
Na osobnej patelni podsmażamy mięso.
Ser mozzarella kroimy na plasterki.
Przygotowujemy wersję wegetariańską: do miski nakładamy połowę ugotowanej kaszy, granulat sojowy
oraz połowę warzyw. Posypujmy pietruszką, a na koniec doprawiamy solą i pieprzem wg. uznania.
W drugiej misce przygotowujemy wersje mięsną. Postępujemy tak samo, tyle, że zamiast granulatu dodajemy mięso mielone. Cukinię smarujemy olejem. Do każdej połówki nakładamy farsz z osobnej miski. 
Na górze układamy plasterki mozzarelli (jeśli nie lubicie mocno spieczonego, można to zrobić na chwilę przed wyjęciem z pieca).
Pieczemy ok. 30 - 40 minut.







poniedziałek, 21 września 2015


Kilka dni temu, wchodzę sobie jak co dzień na mojego fanpejdża, a tu wiadomość od kompletnie nieznanej mi blogerki Bizimummy, że zaprasza mnie do zabawy Liebster Blog Award . Wszystko pięknie, ładnie, ale właściwie o co chodzi? Wchodzę na jej bloga i czytam:

Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za  »dobrze wykonaną robotę«. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował”.

Dziękuję Bizimummy za nominację, jestem zaskoczona i zaszczycona tym odznaczeniem. 

Z miłą chęcią pozwolę się poznać troszkę bliżej. Oto moje odpowiedzi na pytania:
  1. Plakat z czyim wizerunkiem wisiał w Twoim pokoju?
Jako nastolatka muzycznie nie byłam stała w uczuciach. Obiekty westchnień zmieniałam tak samo często jak gatunki ulubionej muzyki. Nie będę chyba oryginalna jeśli napiszę, że przez długi czas wisiał u mnie Bartek Wrona – lider zespołu „Just 5”. Wtedy prawie każda nastolatka była w nim zakochana po uszy! :D
  1. Co zabrałabyś na bezludną wyspę?
Bez wątpienia aparat fotograficzny. Ostatnio praktycznie się z nim nie rozstaje. Uwielbiam uwieczniać ciekawe miejsca, a także naszą codzienność. Chwile są ulotne, więc trzeba je łapać. Dzięki temu mogłabym tą wyprawę wspominać do końca życia.
  1. Co lubisz najbardziej w swoim wyglądzie? 
Trudne pytanie. Jak każda kobieta szybciutko znalazłabym kilka mankamentów, ale to co lubię? Hmm... OCZY! Duże, brązowe, po prostu rzucające się z daleka i idealnie pasujące do mojego typu urody.
  1. Dokończ zdanie: Blogowanie jest dla mnie...
Blogowanie jest dla mnie świetną przygodą. Prowadząc bloga poznaję nie tylko ciekawe poglądy na świat, ale także ludzi, którzy za nimi stoją. Na swoim blogu mogę dzielić się wszystkim co siedzi w mojej głowie i to jest super!
  1. Dokończ zdanie: Mam słabość do...
Słodyczy! Bez dwóch zdań. Staram się nad tym panować, ale czasem chęć sięgnięcia po czekoladę jest silniejsza ode mnie. Dlatego staram się nie robić w domu zapasów, żeby nie kusiło. :P
  1. Od czego zaczynasz dzień?
Nie będę oryginalna. Oczywiście od kawy, najlepiej z ekspresu. Szkrab potrafi czasem wyrywać mnie z łóżka o nieludzkiej porze i wtedy ledwo żywa doczołguje się do kuchni i robię swoją ulubioną kawkę z mleczkiem. Jeszcze lepiej kiedy wchodzę, a kawka już na mnie czeka <3
  1. Gdybyś miała wolny cały weekend (hahahaha), co chciałabyś robić?
Dobre pytanie... Spałabym do południa (hahaha) – to bardziej niż pewne, że chciałabym się wyspać za wszystkie czasy. Później zrobiłabym się na bóstwo i wyskoczyła z nie-mężem na jakąś imprezę/kolacje/kino albo na wszystkie trzy w odwrotnej kolejności.
  1. Jaka zabawka była Twoją ulubioną w dzieciństwie?
Zawsze marzyłam o oryginalnej lalce Barbie, ale moich rodziców nie było na nią stać. Kiedyś tata przywiózł mi taką używaną z Niemiec i mimo że nie byłam już malutką dziewczynką byłam wniebowzięta. Mam ją zresztą do dziś. Może kiedyś podaruje ją mojej córce?
  1. Płaski obcas czy szpilki?
Kiedy byłam w ciąży podziwiałam elegancki mamusie kroczące dumnie z wózkiem w szpileczkach, ale...to nie dla mnie. Zdecydowanie wolę na co dzień buty płaskie, szczególnie, że u nas na wsi nie ma nawet chodnika :)
  1. Bez jakiego przedmiotu nie wychodzisz z domu? Uzasadnij.
Ciężko wybrać jeden przedmiot. Jak większość matek chodzę zazwyczaj z torbą wyładowaną po brzegi, by nic mnie nigdy nie zaskoczyło. Na pewno nie ruszam się bez portfela. To moje pierwsze skojarzenie. Muszę mieć zawsze przy sobie dokumenty i pieniądze, wtedy czuje się jakoś bezpieczniej.
  1. Ulubione ciacho?
Wspominałam już, że jestem łasuchem? Od dziecka moim ulubionym ciastem było „NIEBO”. Było to placek wyjątkowy, bo mama piekła go tylko na Boże Narodzenie. Sama jeszcze się nie podejmowałam tego wyzwania, ale mam do niego straszny sentyment.

A teraz czas na moje pytania:
  1. Co skłoniło cię do założenia bloga?
  2. Czego bałaś się najbardziej w dzieciństwie? (a może boisz się do dziś?)
  3. Twój ulubiony kolor to...
  4. Jaka jest Twoja najlepsza cecha charakteru? Uzasadnij krótko.
  5. Czego nauczyłaś się będąc mamą?
  6. Samochód czy rower?
  7. Twoja ulubiona postać bajkowa to...?
  8. Jak wyobrażasz sobie siebie za 30 lat?
  9. Skąd czerpiesz inspiracje do nowych wpisów?
  10. Co najbardziej cię denerwuje?
  11. Miasto czy wieś? ;)
Uwierzcie mi, najtrudniej było wybrać 11 blogów do nominacji. Co prawda kiedy tylko mam wolną chwilę lubię odkrywać i czytać nowe, mało znane blogi, ale jest ich tyle... Ta lista nie jest żadnym rankingiem, nie wypisuję tu kolejno moich ulubionych czy coś w tym stylu. Po prostu te pierwsze przyszły mi do głowy. Mam nadzieję, że się nie powtórzyłam. [Jako górną granicę ustaliłam sobie 500 like'ów, mam nadzieję, że te bardziej poczytne nie obrażą się, że znalazły się razem z raczkującymi]
  1. Zwykłej Matki Wzloty i Upadki http://zwyklejmatkiwzlotyiupadki.blogspot.com/
  2. Motka24.pl http://motka24.pl/
  3. Rea-Anna Ignasiak http://rea.naszsrem.pl/
  4. Matki Polki Fanaberie http://mpfanaberie.pl/ 

    Czekam na wasze odpowiedzi :)
     

wtorek, 15 września 2015



Miniony weekend spędziliśmy w Mielnie. Wakacje skończyły się jakiś czas temu, jednak nie oznacza to, że nie można wyskoczyć na wczasy nad morze. Odskocznia od codzienności jest zawsze mile widziana. Chociaż z dzieckiem takim jak Szkrab ciężko mówić o wypoczywaniu, najważniejsze jest, że byliśmy tam we troje. Spędziliśmy miło czas ze znajomymi i poznaliśmy nowych ciekawych ludzi. Wróciliśmy bez wątpienia naładowani pozytywną energią. Wrzesień nad morzem to świetny pomysł, szczególnie dla rodziców z dziećmi. Pogoda dopisała o wiele bardziej niż podczas lipcowego wypadu.


środa, 9 września 2015



W sadzie leżą już nie tylko jabłka, ale zaczął się na dobre sezon śliwkowy. To znak, że nieubłaganie zbliża się jesień. U mnie to czas na crumble ze śliwkami. Aromatyczny, pyszne i szybki deser, który osłodzi chłodniejsze wieczory. Podaje wam przepis.

Składniki:
średniej wielkości miska śliwek (ok. 1/2 kg)
łyżka mąki ziemniaczanej
łyżka cynamonu

Kruszonka:
7 łyżek mąki
3-4 łyżki otrębów (u mnie orkiszowych)
3 łyżki cukru brązowego
ok. pół kostki masła

Przygotowanie:
Piekarnik nastawiamy na 180 'C. Śliwki myjemy, dzielimy na połówki i usuwamy pestki. Wkładamy do miski, dodajemy łyżkę mąki i cynamonu po czym dokładnie mieszamy. Rozkładamy na blaszce (u mnie taka do tarty) tak by zakryć dno. Mąkę mieszamy z otrębami i dodajemy masło. Całość ugniatamy, aż powstaną nam grudki albo jak kto woli "okruchy" [jak sama nazwa mówi]. Podane składniki są orientacyjne. Jeżeli nie wszystko chce się skleić, dodajemy więcej masła. Jeśli zaś nie wychodzą okruchy a jednolite ciasto, brakuje nam mąki. Gdy uzyskamy idealną kruszonkę rozkładamy ją równomiernie na śliwkach i gotowe :) Blaszkę wkładamy do rozgrzanego piekarnika na ok.30 minut.
Crumble najlepiej smakuje na ciepło!

SMACZNEGO! :)





wtorek, 1 września 2015



Muszę przyznać się bez bicia, że we wakacje nie miałam czasu na blogowanie. A to dlatego, że w tym roku były one bardzo aktywne i pełne zajęć. Powoli kończą się wakacje więc czas na małe podsumowanko.

Sezon urlopowy zaczęliśmy od podróży do Chorwacji, którą opisywałam TUTAJ.

Jeszcze w połowie lipca [tym razem w pełnym składzie] wybraliśmy się z przyjaciółmi na weekend do Kołobrzegu. Niestety pogoda nas nie rozpieszczała i o ciepłej wodzie w naszym morzu, mogliśmy tylko pomarzyć. Nie zniechęciło to jednak naszych panów do kąpieli. Junior również się zamoczył biorąc przykład z tatusia, ale entuzjazmu do dalszej kąpieli nie było. Za to zdobył nowych kolegów przy budowaniu babek z piasku. Sąsiedzi z kocyka obok pożyczyli nam nawet mini ponton na małą przejażdżkę. Antoś był już nad morzem po raz trzeci, więc zafundowaliśmy mu nową przygodę w postaci rejsu statkiem. Nosidło sprawdziło się w tym przypadku idealnie, bo mógł podziwiać widoki, a ja byłam spokojna, że mi się nie będzie chciał wysmyknąć. Mimo małych problemów spędziliśmy czas tak świetnie, że żal było wracać. Weekend tak nam się spodobał, że postanowiliśmy go sobie przedłużyć...

...Na kilka dni przenieśliśmy się na działkę oddaloną o kilka kilometrów. Tam mieliśmy raj na ziemi. Szczególnie nasz Szkrab. Otwierał bramę i odwiedzał chętnie okoliczne działki. Wokół pełno ciotek i wujków, którzy zawsze w zanadrzu mieli jakieś ciasteczko. W trawie czaiły się ciekawe zwierzątka jak np. żaby czy pasikoniki, których obserwacje były dla Antosia czymś niezwykłym i o wiele ciekawszym niż zabawki. W upalne dni nalewaliśmy wody do baseniku albo laliśmy się z węża :) Las dawał nam cień i zapraszał na dłuższe spacery. A kiedy junior kładł się spać rozpalaliśmy ognisko. To był nasz czas na relaks. A kiedy zebrała się większa grupka, wyciągałam gitarę i przypominałam sobie stare piosenki ku uciesze gości. Niestety tata musiał wracać do pracy, a my do domu. Jednak to nie ostatni nasz wypad na działkę. Było ich tego lata więcej.

Z wyjazdami nie mogliśmy za dużo szaleć, bo na miejscu przez cały czas czekały nas zajęcia dla dzieciaczków w ramach projektu "Wakacje z Maluchem". Dwie wspaniałe prowadzące, kilkanaście mam z dziećmi, pozwoliły nam dwa razy w tygodniu spędzić bardzo miło przedpołudnie. Były zabawy ruchowy, nowe piosenki, tańce i masażyki. Maluchy [a częściej bardziej mamy] miały okazję dać upust swojej kreatywności tworząc zakładki, ozdabiając wagony pociągu, czy tworząc odciski z masy solnej. Cały czas ćwiczyły zmysły poznając nowe faktury i kształty, wyrabiając ciasto albo przesypując materiały sypkie. Nie zabrakło zabawy cieniami ani ulubionych baniek mydlanych. Dzięki szalom i apaszkom Antoś nauczył się mówić: NIE MA, kiedy mama się ukrywała. Przez cały czas mamy poznawały sposoby na recykling starych opakowań czy rolek po papierze i przerabianie ich na cudowne zabawki. Poznaliśmy też sposoby na ćwiczenia sportowe z dziećmi. Nasze spotkania zakończyłyśmy piknikiem na plaży miejskiej. Dzieci bawiły się świetnie w piasku. Polecam każdej mamie, gdyż każde takie spotkanie to moc inspiracji dla zabaw domowych.
W ramach tego samego projektu zorganizowaliśmy pogadanki o Metodzie Montessori, pieluchach wielorazowych, karmieniu piersią, chusto-noszeniu i BLW. Tę ostatnią miałam zaszczyt poprowadzić ja sama, co opisywałam TU.

Pięknym zwieńczeniem wakacji było zaangażowanie się w pomoc przy imprezie charytatywnej dla chorej Zuzi Lambryczak (więcej informacji możecie znaleźć na jej funpage). Antoś dzielnie zbierał pieniążki na leczenie i rehabilitację starszej koleżanki. Mam nadzieję, że gdy dorośnie również chętnie będzie brał udział w tego typu inicjatywach.

Prócz wszystkich tych aktywności cały czas razem z Antosiem opiekowaliśmy się naszym ogrodem oraz zaprawialiśmy plony, które nam wydał. Zimą będą one bezcenne.

Te wakacje naprawdę możemy zaliczyć do ciekawych i udanych.