środa, 20 kwietnia 2016

Rollercoster

3 komentarze:
 


Życie z dwulatkiem to istny rollercoster. Wsiadasz i jedziesz, ale nigdy nie wiesz ilu mocnych wrażeń Ci dostarczy. Z jednej strony cieszysz się, bo dziecko rozumie coraz więcej, łatwiej też się z nim dogadać. Z drugiej strony jednak rozmowa z nim nie zawsze wchodzi w grę...
Wstaje rano i zastanawiam się co dziś może się wydarzyć. Jeszcze dobrze nie otwarłam oczu kiedy wpada do pokoju on, i krzyczy: Mama stawaj, kołubka! (w wolnym tłumaczeniu: pobudka). Jeszcze chwilę się opieram, a on próbuje ściągnąć ze mnie kołdrę. Niech będzie, trzeba wyskoczyć z pidżamy. Jednak namówienie go na ubranie, to jak ujarzmienie smoka. Najlepiej uciec się do mało wychowawczego podstępu, albo poczekać, aż nadejdzie odpowiedniejszy moment.
Zjedzenie śniadania to kolejna misja specjalna, chociaż wcześniej nie należał do niejadków. Ciekawe na co „szef” ma dziś ochotę? To i tak nie ważne, bo weźmie dwa gryzy i już spieszy się do zabawy. Co zrobić, każdy przecież żyje w biegu.

Są dni kiedy mama musi we wszystkim towarzyszyć, niczym giermek rycerzowi, ale są też takie, w których mogę zostać wręcz wyproszona z pokoju. Cały dzień słyszę wtedy: to nie, to moje! Nie zabieraj! Wycofuje się wtedy posłusznie, aby uniknąć stanu wojennego.
Idealnie jest wtedy, kiedy można wyjść na spacer i dać upust dziecięcej energii. Chociaż niekoniecznie. Nie wiem czy jakiekolwiek wyjście z dwulatkiem można nazwać spacerem. No dobra, przynajmniej się wybiega. Kiedy pogoda naprawdę nie pozwala wyjść na świeże powietrze, już po nas! Wymyślaniu różnych aktywności nie ma końca: malowanie, ciastolina, rysowanie, klocki i co tylko... Co bym nie wymyśliła najczęściej i tak słyszę stanowcze: NIE. Szybko odwracam uwagę, bo wyczuwam już w powietrzu nadchodzący kataklizm. Przecież każdy wie, że lepiej zapobiegać niż... złagodzić atak. A ten zazwyczaj nadchodzi znienacka i kiedy się orientuję, jest już za późno. Krzyk, płacz, wicie się, kopanie czy drapanie to symptomy z którymi my - rodzice dwulatków jesteśmy na TY. Mogę się dwoić się i troić, ale i tak marne szanse na szybkie złagodzenie sprawy.
Najlepiej kiedy mamy do dyspozycji jeszcze widownię. Oni oczywiście doskonale wiedzą, co zrobić w takiej sytuacji, poza tym, nigdy by do niej nie dopuścili. Ten dzieciak jest rozwydrzony, ty głupim nieudolnym rodzicem, a wszystkiemu winne bezstresowe wychowanie. Szkoda nerwów, najlepiej zniknąć im z pola widzenia i załatwić sprawę gdzieś na boku.

Czekoladka! Kilka razy dziennie ten temat wraca jak bumerang. Chcę ją i koniec, najlepiej całą tabliczkę i to zaraz, już. Mogę sobie mówić, że alergia, że szkodzi, pan doktor nie kazał, będą dziury w zębach. Ale co kiedy on CHCE? Nie ma zmiłuj. Nawet jeśli uda mu się zapomnieć, na pewno przypomni sobie np. przed obiadem, albo nawet w trakcie.
Chwila, chwila, czy to nie pora na drzemkę? NIE! Niby zmęczony, chętnie przytula się do ukochanego misia, ale trwa to może kilka sekund. Zrywa się z łóżka wystrzelony jak z procy. „Muszę bawić mamo, nie mogę spać. Jesce nie robi się ciemno!” I co zrobić skoro on nie może? No dobra synu jak chcesz, będziemy się bawić. To jednak znacznie trudniejsze niż się wszystkim wydaje. Bo to nie pasuje, tamto stare, a w międzyczasie ziewanie i płacz. To może książeczkę poczytamy? Nie sce, sce bajkę. OK, niech będzie włączę ci ten telewizor na chwilkę. Nie! Sce na telefonie! Ups, to co kiedyś uratowało mi życie w jakieś poczekalni będzie moim utrapieniem jeszcze przez długi długi czas. Telefon niestety zaginął w tajemniczych okolicznościach, albo padła mu bateria. Nie obejdzie się bez krzyku.

Zróbmy razem obiadek, co?
-Nie lubię tego, to śmiedzi! [w tym momencie zastanawiam się skąd on zna takie stwierdzenia, ale szybko przypominam sobie, że żłobek rozwija]
-Ok, to zrobię Ci naleśniki [to zawsze jest przyjmowane z entuzjazmem].
-Nie sce naśniki! Chce kulcacek.
-Ale nie mam dziś kurczaka
-Ale sceeee!
[no to klops]
Albo namówię go na to co jest, albo niestety z obiadu nici.

Pod pretekstem zakupów ubieram go i zaciągam do auta. To moja tajna broń, zdrzemnie się na chwilę. Robię rundkę po polach i już śpi. Teraz tylko przenieść do łóżka. Czasem się udaje, a czasem... Na paluszkach zanoszę go do domu, zamykam po cichutku drzwi, rozpinam kurtkę i naglę... widzę oczy jak 5 złotych. Spania jednak dzisiaj nie będzie.

Chwila samodzielnej zabawy. Super. Zastanawiam się czy piłam dzisiaj kawę czy jeszcze nie? Może uda się w spokoju skorzystać z toalety...
  • Mamoooooo, gdzie jesteś?
  • W ubiakcji, robię siusiu
  • Oooo, je tez muszem siusiać
[Heh, wcale mnie to nie dziwi, spoko, razem raźniej]

Pora deseru, może upieczemy babeczki? Taaak miksować! To zawsze robi chętnie, najgorzej jak trzeba cierpliwie poczekać. Zanim się upieką i wystygną, niestety już nie są atrakcyjne.
  • Daj mi banan, plose
  • Ale upiekliśmy babeczki
  • Chcę banan, ty mamo babeczkę lubisz.
Takich dyskusji dziennie prowadzimy kilkadziesiąt. Nie muszę chyba dodawać, że przy większości tłumaczę tak długo, aż brakuje mi argumentów?

Przejeżdżamy samochodem obok sali zabaw. Z tylnego siedzenia słyszę momentalnie:
  • Chcę na kulki!!!
  • Ale my jedziemy do żłobka
  • Nie lubię do żłobka
  • Ale kulki jeszcze zamknięte
  • Na kulki CHCE!
[Ze względu na drastyczne sceny pominę może co może stać się dalej]

Wieczorne zasypianie.
Powoli zapominam jak to było fajnie o 20 rozwalić się na kanapie przed telewizorem, albo przeczytać książkę i trochę zresetować umysł po całym dniu. Pierwsza najważniejsza sprawa przy zasypianiu- musi być ciemno. Inaczej trwa dyskusja: Słonko nie śpi, księżyc jeszcze nie wstał, nie ciemno, nie mogę spać... Ty nie śpij!
Rytuał Kąpiel-książka-spanie dawno przestał działać. Przeglądamy wszystkie możliwe, książeczki, co chwile przerabiamy: włącz mi bajkę, albo chcę jeszcze płatki/mleczko/ jajko. Bywają też trudniejsze zadania: Leżymy i czytamy książeczki, powoli w głowie cieszę się już i świętuję sukces. Nagle Antek wstaje i mówi: Chcę lody! Szok totalny. Ja tak nawet w ciąży takich zachcianek nie miałam. I co teraz, kiedy lodów nie ma? Zima jest kochanie. Tłumaczę spokojnie, ale w głębi duszy wiem, że albo będą lody, albo gorzko tego pożałuję...

Czemu nie dali do tego egzemplarza instrukcji obsługi?
Moje dziecko jest niegrzeczne, normalnie diabeł w niego wstąpił. Nie wiadomo czy iść do psychologa czy od razu dzwonić po egzorcystę. Inne dzieci taaakie grzeczne, czy ja naprawdę sobie nie radzę?
To typowy Bunt dwulatka! Niedługo wejdzie Ci na głowę! Ostrzegam, to pułapka, którą zastawili na Ciebie inni. Nie ma dzieci grzecznych. Czasem po prostu mamy deficyt cierpliwości i spokoju.
Tekst ukazuje oczywiście sytuacje ekstremalne oraz szereg stereotypów, typowych dla tego okresu rozwoju. Ani moje, ani Twoje dziecko nie zastanawia się całymi dniami co by tu zrobić, żeby bardziej uprzykrzyć Nam życie. Tego typu zachowania to [niestety] normalny etap w rozwoju KAŻDEGO dziecka. Należy pamiętać, że ono nie robi nam tego na złość, ale uczy się radzić z emocjami. Jeżeli sobie to uświadomimy łatwiej będzie przez to przebrnąć i dziecku i nam. 

Zapraszam do dzielenia się własnymi historiami w komentarzach :)

3 komentarze:

  1. Jeśli myślisz że bunt dwulatka to ciężki okres to poczekaj aż młody skończy 9 lat... Także powodzenia w przyszłości ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam pewna że pojawią się takie komentarze ;-)
      Każdy wiek rządzi się swoimi prawami.

      Usuń
    2. Byłam pewna że pojawią się takie komentarze ;-)
      Każdy wiek rządzi się swoimi prawami.

      Usuń