sobota, 28 października 2017



Dzieci uwielbiają eksperymenty, to wie każdy!

Szkrab bardzo lubi oglądać tego typu zabawy, a jeszcze bardziej wykonywać je samodzielnie.
Weekend to najlepszy czas by zrobić z dzieckiem coś innego niż zwykle.


Erupcja wulkanu? Nic prostszego.
Przepis na to doświadczenie Antek przyniósł z przedszkola i to właściwie on pokazał je mi, a nie odwrotnie. A wiecie co jest w tym najfajniejsze? Składniki bez problemu znajdziecie w swoim domu, nie trzeba kupować jakiś specjalnych chemikaliów czy czegoś podobnego.


Aby wykonać ten eksperyment potrzebujemy:
- dużej plastikowej miski
- wysokiego wąskiego naczynia (np. wazon, szklanka itp.)
- wody
- sody oczyszczonej
- octu
- farb (jeżeli chcecie by wasz wulkan był kolorowy


Naczynie wkładamy do miski by uchronić się przed rozlaniem. Zalewamy do połowy wodą. Barwimy ulubionym kolorem farby jeśli mamy na to ochotę. Wsypujemy 2 łyżki sody, a następnie dolewamy octu. I gotowe. Wulkan wybucha!
Emocje gwarantowane :)
Aby zabawa trwała dłużej my wybieraliśmy kolejny kolor, znów barwiliśmy, dosypywaliśmy trochę sody, dolewaliśmy octu i ponownie obserwowaliśmy co się dzieje.

Zobaczcie sami:










czwartek, 26 października 2017



"Ciąża to nie choroba!"
Która z ciężarnych nie słyszała choć raz tego tekstu... Niby wszystko się zgadza, ale... czy aby na pewno? Czy każda ciąża jest taka sama? Jak można wypowiadać się nie znając konkretnego przypadku? Ano właśnie...

Kontrowersje już na samym początku budzi fakt przechodzenia na L4. Przecież kiedyś kobiety z brzuchem w polu pracowały do 9 miesiąca i było dobrze. Być może i tak, ale czasy się zmieniają! Jeżeli jest taka możliwość to czemu nie skorzystać?
Czy wiemy jak ciężkie mogą być pierwsze tygodnie ciąży? Jak można wysiedzieć w pracy kiedy każdy zapach powoduje mdłości? Brzucha może jeszcze nie widać, ale pierwszy trymestr bywa tak dokuczliwy, że człowiek nie ma siły wstać z łóżka, albo co gorsza większą część dnia spędza się przytulając muszlę. [O moich początkach możecie przeczytać TU]. Pół biedy jeśli jest to praca siedząca, a co z fizyczną? Narażać zdrowie dziecka, w obawie przed szefem czy współpracownikami? Może sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana i od początku ciąża jest zagrożona? Tego nikt nie wie, ale i tak komentarzom nie ma końca.

Na szczęście mamy takie czasy, że medycyna jest wysoko rozwinięta. Wielu chorobom można zapobiec, tylko do tego potrzebne są badania. W ciąży należy więc się zaprzyjaźnić z pobieraniem krwi. Niby nie taki diabeł straszny, ale kolejki w laboratorium potrafią zwalić z nóg. No tak, przecież ciężarna "siedzi na zwolnieniu" to ma czas, nigdzie się jej nie spieszy.
A to, że być może ciężko jej wysiedzieć na czczo? Albo stać z ogromnym brzuchem? Kogo to obchodzi!
Na ścianie często wisi ogromny plakat, że ciężarne wchodzą bez kolejki, ale skomentować jeden z drugim i tak nie omieszka. Wydawać by się mogło, że najbardziej wyrozumiałe będą te, co mają to za sobą, ale nic bardziej mylnego. Starsze kobiety narzekają, bo przecież za ich czasów czegoś takiego nie było. Poza tym im też się pierwszeństwo należy, bo swoje już w kolejkach wystały. Kobiety w średnim wieku: bo one też były w ciąży [najczęściej nie powikłanej!] i wtedy ich nikt nie przepuszczał. Rzadziej odezwie się jakiś mężczyzna, że z jakiej racji on ma cierpieć jak to nie jego sprawka...

Komunikacja miejska to kolejne miejsce gdzie "ciężarówkom" nie trudno o kłopoty. Czasem zwyczajnie trzeba gdzieś dojechać, może odebrać starszaka z przedszkola czy zrobić zakupy na obiad. Stanie w zatłoczonym autobusie to nie tylko dyskomfort, to może być poważne zagrożenie dla zdrowia i życia dziecka. Zastanawialiście się kiedyś co się może stać gdy autobus gwałtownie zahamuje a stojąca kobieta przewróci się prosto na brzuch [fizyka się kłania!].

Zakupy... To temat rzeka. No bo przecież, "jak taka biedna i stać nie może to czemu męża do sklepu nie wyśle? Nie ma co robić tylko się po sklepach włóczyć? Po Ikei godzinę chodzić może a później w kolejkę się wpycha bo taka zmęczona!" Niestety takie komentarze czytałam kiedyś pod internetową dyskusją na temat przepuszczania w kolejce. Wierzyć się nie chce!
Rozumiem, że ciężarne jeść nie muszą, a obiad zrobi się sam?! Poza tym nie każda ma męża  czy kogokolwiek innego do pomocy, albo mąż ten pracuje całymi dniami a lodówkę zaopatrzyć trzeba. Trzeba też skompletować wyprawkę dla nowego członka rodziny, to się samo nie zrobi. A szkoda...
Zrobienie podstawowych zakupów to kilkanaście minut, ale później stanie w kolejce to przynajmniej drugie tyle. Opuchnięte nogi odmawiają posłuszeństwa już po kilka minutach, a co dalej?

Takie przykłady można by mnożyć w nieskończoność... Zawsze chodzi jednak o to samo. Ciężarne są dla otoczenia jakby niewidoczne. Lepiej odwrócić się w drugą stronę, wbić wzrok w telefon i udawać, że się nie widzi niż w jakikolwiek sposób zareagować.
Dla ciebie przepuszczenie w kolejce czy ustąpienie miejsca to drobny gest, wykazanie się odrobiną empatii względem drugiej osoby, a dla niej to często niesamowita ulga.

Na szczęście bywają też tacy, co nie tylko pomogą, ale zmobilizują innych do działania i to się chwali. Od mojej pierwszej ciąży minęło kilka lat i mam wrażenie, że powoli coś się zmienia. Wciąż jednak takich ludzi jest zbyt mało, zbyt rzadko się o tym mówi i kobiety muszą same walczyć o to, co powinno być nie tylko przywilejem, ale ich świętym prawem! W niektórych miejscach pierwszeństwo gwarantuje prawo, ale i to nie zawsze jest przestrzegane.

Każda ciąża jest inna. Sama mam porównanie i oba przypadki u mnie są całkowicie różne!
Niektóre kobiety mogą spokojnie pracować, uprawiać sport i co tylko im się zamarzy. Ciąża nie wpływa na nie w żaden niekorzystny sposób. Super. Niestety są również takie, które borykają się z przeróżnymi dolegliwościami albo wręcz miesiącami leżą by donosić maleństwo przez te 9 miesięcy.


Ostatnia sytuacja, która spotkała mnie samą, a którą opisywałam na swoim profilu facebookowym i dyskusja jaka się po nią wywiązała, natchnęła mnie do stworzenia tego wpisu.
Nie tylko ja mam podobne odczucia...


Mam głęboką nadzieję, że ktoś przeczyta to i choć chwilkę się zastanowi zanim następnym razem użyje zbyt wielu słów lub zwyczajnie odwróci głowę na widok kobiety w ciąży.

A do Was drogie panie mam jedną prośbę, nie wstydźcie się prosić o pomoc, ustąpienie miejsca czy pierwszeństwo!


Jest taka akcja - www.kolejkowarewolucja.pl jeśli możecie, nieście dalej w świat :)

poniedziałek, 2 października 2017



Znacie takie uczucie, że zjedlibyście coś słodkiego a pod ręką akurat nic nie ma?
Ja przez cukrzycę borykam się z nim non stop...
Nawet jeśli w domu są słodycze, ja nie mogę po nie sięgnąć.
Znalazłam więc pyszną alternatywę i chętnie podzielę się z Wami przepisem na pyszne ciasteczka twarogowe bez dodatku cukru.

Składniki na ciasto:
150g mąki pełnoziarnistej
125g sera twarogowego (pół kostki)
75g masła
żółtko

dodatkowo:
białko do posmarowania ciastek
1 średniej wielkości jabłko
cynamon
ewentualnie cukier puder do posypania

Wykonanie:
Piekarnik ustawiamy na 180'C i termoobieg. Jabłko obieramy i kroimy na plastry.
Wszystkie składniki (koniecznie w temperaturze pokojowej!) zagniatamy na gładkie ciasto. Rozwałkowujemy (uprzednio posypując mąką blat lub stolnicę) na grubość kilku milimetrów. Szklanką wycinamy kółka. Na każdym kółku układamy plasterek (lub pół plasterka jeżeli są zbyt duże) jabłka, posypujemy cynamonem i składamy na pół dociskając brzegi. Tak przygotowane ciastka smarujemy roztrzepanym białkiem. Układamy na blaszce na papierze do pieczenia i wkładamy do piekarnika na ok.20minut.
Po wyjęciu można posypać cukrem pudrem jeśli ktoś lubi bardziej słodko.

SMACZNEGO!

Ps. Ja idę zajadać :)