wtorek, 27 stycznia 2015

Restauracja przyjazna dzieciom, czy jednak nie?

Brak komentarzy:
 

Czy da się z dzieckiem wyjść do Śremskiej restauracji i przyjemnie spędzić tam czas nie wychodząc umęczoną i zażenowaną? Razem z Aktywnymi mamami postanowiłam to sprawdzić. Czy personel jest przychylny takim gościom? Czy lokal jest przystosowany np. do wjazdu wózkiem, nakarmienia czy chociażby przewinięcia dziecka? No i czy nasze dziecko również będzie mogło skosztować czegoś z menu, gdy my będziemy zajadać się smacznym jedzeniem?


Nie ma co czarować, wizyta w restauracji z maluchem budzi w pozostałych klientach skrajne uczucia. Jeśli mamy trochę szczęścia, ktoś będzie miał rozrywkę podglądając co robi nasze dziecko i skwituje to stwierdzeniem:
"Ale słodki bobasek". Inni będą mogli sobie poużywać komentując nasze poczynania oraz powątpiewając w rodzicielskie umiejętności. Natomiast znajdą się i tacy, którzy będą wręcz wkurzeni, że śmieliśmy wyjść z własnego domu
i zakłócać im celebrowanie posiłku. 


A co gdy do akcji wkracza pięć Mam i 6 dzieci? :)


Na pierwszy ogień trafiła pizzeria Tropikana. Wybierając się tam z powyższymi przemyśleniami, a także znając możliwości naszych szkrabów, zastanawiałam się po jakim czasie  wyproszą nas z lokalu, albo jakoś to skomentują. Mimo kilku schodów weszłyśmy do środka z 3 wózkami i ustawiłyśmy je wokół naszego stolika [gdybym była sama, mogłabym mieć z tym problem]. Wszyscy od razu zwrócili uwagę na naszą 'ekipę', tylko kelnerki trzeba było poprosić
o uprzątnięcie stolika. Przyniosłyśmy sobie (!) menu i do dzieła. Na wyposażeniu były dwa krzesełka dla dzieci, ale ze względu na wózki i tak nie byłoby gdzie ich dostawić, więc dałam sobie spokój. Poza tym byłoby to niesprawiedliwe. Sama zamówiłam moje ulubione warzywa zapiekane w sosie serowo-brokułowym, jednak dla Antka nie znalazłam nic wartego uwagi. Byłam na to przygotowana zabierając deser i bułkę z domu. Dziewczyny spróbowały z gotowanymi warzywami, jednak nie przypadły dzieciom do gustu. W ramach próbowania nowych smaków zaserwowałam szkrabowi frytkę, jednak szybko stwierdził,
że to nie to [więc jednak moje starania nie idą na marne!]. Podczas spotkania
na tapecie były oczywiście aktualne tematy macierzyńskie takie jak: anty-szepionkowcy, newsy na bece z mamuś, foteliki samochodowe czy słynne już kupagate :D.
Po obiedzie dzieci zaczęły się nudzić, a więc przyszedł czas na przetestowanie kącika zabaw. Liczyliśmy na plac z kulkami (który stał tam wcześniej), jednak został on zamieniony na wóz strażacki i maszyny do maskotek [oczywiście
na pieniądze]. Antosiowi aż oczka się świeciły, kiedy mógł dotknąć wozu pełnego świecących lampek. Dla starszych dzieci przewidziano stoliczek i kredki
oraz tablicę kredową. 

Nadszedł krytyczny moment, kiedy zauważyłam przepełnioną pieluchę szkraba. Muszę go przewinąć, tylko gdzie? W toalecie przewijaka brak, więc [w ramach badań] uderzam do baru zapytać kelnerkę:
- Przepraszam, czy jest tu jakieś miejsce gdzie mogłabym przewinąć dziecko?
- (pani jest w szoku, ale szybko odpowiada) Niestety nie mamy przewijaka, nie mogę pani pomóc.
- To w takim razie mogę to zrobić na kanapie? Nie chciałabym tylko, żeby klienci wyszli. :/
Szkoda, że nie widzieliście jej miny. Wracam więc do naszego stolika i przewijam dziecko w spacerówce, tak, by nikt nie miał pretensji. Teraz możemy spokojnie zabierać się za deser. Oczywiście ktoś na moich kolanach koniecznie chce spróbować tego pięknie przyozdobionego pucharu z lodami. Stwierdza jednak,
że śmietana to nie jest to, co lubi najbardziej i zadowala się wafelkiem z góry.
Nie wiadomo kiedy minęły nam dwie godziny. Dzieci dają już znać, że mają dość, więc zbieramy się do domu. 


Udało się, nikt nas nie wyganiał :D 

Myślę, że MY ten test przeszłyśmy/przeszliśmy pozytywnie, a co do lokalu, oceńcie sami :)





#MiejscaPrzyjazneDzieciom ; #AktywneMamyNaMieście, ; #kupagate część II

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz