Kiedy myślę o Antku i naszym życiu za miastem, dochodzę do wniosku, że fajnie byłoby,
żeby miał KIEDYŚ rodzeństwo. W dzieciństwie wspólne zabawy, towarzystwo, sojusznik w 'walce z rodzicami'. Wreszcie w dorosłym życiu jakaś bliska osoba, do której możemy zwrócić się o wsparcie.
Tylko czy on pomyśli kiedyś tak samo? Jaką mam pewność, że tak właśnie będzie?
Ano żadną...
Są takie rzeczy które nie mieszczą mi się w głowie. Zazdrość potrafi być o wiele silniejsza
niż braterska czy siostrzana miłość. I zaczynają się schody... Ile to razy słyszy się o 'walce' między rodzeństwem. Najpierw o uwagę rodzica, a następnie o coraz poważniejsze sprawy. Potyczki między dziećmi, kłótnie i bijatyki to normalna sprawa. Ale wśród dorosłych?
Podkładanie komuś świni przez współpracownika czy hejty ze strony obcych osób nikogo już nie dziwią, ale ze strony rodzeństwa... brzmi już to okropnie. Oto osoba z którą chciałabyś/chciałbyś podzielić się swoim sukcesem, stara się zrobić wszystko, żeby Ci
nie wyszło. Nie tak wyobrażam sobie przyszłość swoich dzieci. Może pozostaje po prostu stwierdzić: 'Nic nie zrobisz, takie mamy czasy, każdy martwi się o siebie'. Ale do mnie to
wcale nie przemawia.
A więc warto mieć rodzeństwo, czy lepiej być jedynakiem?
Moim zdaniem jak najbardziej WARTO!
Jestem z wielodzietnej rodziny. Mam trójkę rodzeństwa. W dzieciństwie nie raz się biliśmy, padały różne słowa. Ale teraz kiedy jesteśmy dorośli, wiemy, że mamy siebie. Kiedy potrzebuję pomocy, mogę na nich liczyć. Oni na mnie też. Zawsze i w każdej sytuacji. Dlatego nie mogę pojąć, że w jakieś rodzinie może być inaczej.
Da się, tylko trzeba chcieć!
Jako mama przyszłego rodzeństwa chcę zrobić wszystko co w mojej mocy, by byli oni dla siebie oparciem i trzymali się razem, bez względu na wszystko. Bo nas kiedyś zabraknie...
Będzie to trudna misja, ale na pewno się opłaci w przyszłości :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz