Rzadko kupuję gazety dla dzieci, ale ten nagłówek w "Mamo to ja" przykuł wyjątkowo moją uwagę. WIELKI RUCH MAM - WALCZYMY O LEPSZE PORODY. Bez wahania kupiłam i przeczytałam. Chodziło o akcję "lepszy poród". Migały mi już gdzieś kartki ze wspomnieniami z porodów, ale nie do końca wiedziałam o co chodzi. Weszłam na stronę internetową i tam znalazłam kilka naprawdę przerażających wspomnień z polskich porodówek. Postanowiłam dołączyć do akcji (lepiej późno niż wcale).
Przecież tak nie może być! Jeśli mamy ustanowiony standard opieki okołoporodowej, dlaczego jest on tak nagminnie łamany? Kto będzie walczył
o nasze prawa, jak nie my same?
Pocieszające jest to, że przesyłane są również pozytywne, pokrzepiające kartki, napisane przez kobiety zadowolone z opieki okołoporodowej.
Taką też postanowiłam sama wysłać.
Taką też postanowiłam sama wysłać.
Mój poród nie był co prawda szybki, lekki i przyjemny. Od początku byłam bardzo negatywnie nastawiona na szpital w rodzinnym mieście, ale...
był najbliżej. Nie zachęcał co prawda nowiusieńkimi fotelami czy kolorowymi ścianami świeżo po remoncie, ale środowisko było mi już trochę znane.
A najważniejsi są przecież ludzie. Miałam przygotowany plan porodu. Wiadomo, nie wszystko było idealnie, nie wszystko dało się wykonać, ale położna pytała mnie co chcę robić, czy chcę znieczulenie. Przyniosła piłkę i instruowała mojego partnera jak ma mnie dotykać, żeby mniej bolało. Pani doktor była nieco mniej serdeczna, potrafiła ostro reagować, ale z perspektywy czasu myślę, że mnie
to mobilizowało. Krzyczałam strasznie, choć wszyscy zgodnie twierdzili, że nie było wcale tak źle (no tak, pocieszające przynajmniej, że nie przeklinałam całego gatunku męskiego, bo tego najbardziej się bałam).
Najedliśmy się sporo strachu, ledwo żywa podpisałam już papiery na cc. Jednak dzięki mobilizacji, wierze w moje możliwości, a przede wszystkim wsparciu partnera i personelu medycznego dałam radę i urodziłam chłopaka na 10-tkę. Kiedy mój maluszek pojawił się na świecie i przystawiłam go do piersi, zapomniałam o bólu i wszystkich innych niedogodnościach. Tak, naprawdę tak było.
był najbliżej. Nie zachęcał co prawda nowiusieńkimi fotelami czy kolorowymi ścianami świeżo po remoncie, ale środowisko było mi już trochę znane.
A najważniejsi są przecież ludzie. Miałam przygotowany plan porodu. Wiadomo, nie wszystko było idealnie, nie wszystko dało się wykonać, ale położna pytała mnie co chcę robić, czy chcę znieczulenie. Przyniosła piłkę i instruowała mojego partnera jak ma mnie dotykać, żeby mniej bolało. Pani doktor była nieco mniej serdeczna, potrafiła ostro reagować, ale z perspektywy czasu myślę, że mnie
to mobilizowało. Krzyczałam strasznie, choć wszyscy zgodnie twierdzili, że nie było wcale tak źle (no tak, pocieszające przynajmniej, że nie przeklinałam całego gatunku męskiego, bo tego najbardziej się bałam).
Najedliśmy się sporo strachu, ledwo żywa podpisałam już papiery na cc. Jednak dzięki mobilizacji, wierze w moje możliwości, a przede wszystkim wsparciu partnera i personelu medycznego dałam radę i urodziłam chłopaka na 10-tkę. Kiedy mój maluszek pojawił się na świecie i przystawiłam go do piersi, zapomniałam o bólu i wszystkich innych niedogodnościach. Tak, naprawdę tak było.
Zachęcam wszystkie mamy, które jeszcze tego nie zrobiły do wzięcia udziału w akcji. Podzielcie się swoimi wspomnieniami. Jeśli były traumatyczne, być może napisanie kartki pozwoli Wam doznać jakiejś ulgi, pójść na przód. Dobre pokrzepią i dadzą nadzieję tym, które oczekują na swój poród.
Walczmy, bo jest o co!
#lepszyporód #MojeWspomnieniaPorodowe #TętentKonika
No popatrz.. niby ten sam personel, a zupełnie inne wspomnienia z porodu.. cieszę się, że chociaż Ty wspominasz go dobrze.. szkoda tylko, że zabrakło sił i chęci całego personelu, aby u mnie tak było..
OdpowiedzUsuńZaraz po porodzie mialam nieco inne odczucia, ale z perspektywy czasu i tego ze inni mieli gorzej oceniam to inaczej. A polożną chwale z rana tą starszą.
OdpowiedzUsuń